GDY POŁUDNICA PRZESTANIE KRZYCZEĆ

 

 

W jaskrawym świetle południa, a częściej w mroku nocnym zdarza się, że kępa tataraku będzie przypominać sylwetkę dziewczęcą, otwarta szafa – mężczyznę w płaszczu. Potem możemy się śmiać z takich przewidzeń, ale przez jedną chwilę naprawdę jesteśmy zaskoczeni wierzymy, że widzieliśmy kogoś dziwnego. To bardzo naturalne odczucia, bo przecież przesądy, dawne wierzenia mają swoje źródło w rzeczywistości. Kobiety boją się o dzieci, mężów i ten lęk przybrał postać rusałek, dziwożon, miawek, które mogą porwać, podmienić ukochaną osobę. Czasami też  strach wzbudza odkrycie, że same po części jesteśmy południcami i zmorami.

 

Tajemnicze istoty zaludniające wyobraźnie ludową pojawiają się na obrazach Marty Kunikowskiej-Mikulskiej jako kobiety, które starają się wyrazić swoje emocje: strach, gniew, poczucie samotności. Jako byty pierwotne posługują się tradycyjnymi metodami takimi jak krzyk i taniec. W podobny sposób funkcjonowała trójjedyna chorea  w starożytnej Grecji; tak żegna się czas karnawału we współczesnym Rio de Janeiro. Chociaż same przedstawienia są bardzo dokładne, niemalże hiperrealistyczne, intensywne światło odrealnia kobiece postacie ujawniając, że pochodzą one z bardziej tajemniczego świata niż ten, który otacza nas na co dzień. Jaskrawe oświetlenie zamiast uspokajać i odprężać, wzbudza niepokój, który często pogłębia jeszcze nietypowa perspektywa.Podobne tematy i skróty perspektywiczne wykorzystywał Jacek Malczewski – jego chimery, tanatosy i anioły wyłaniając się z polskiego pejzażu tworzyły własną mitologię. Postacie malowane przez Martę Kunikowską-Mikulską nie są tak ulotne, zwiewne i efemeryczne jak stworzenia ukochane przez młodopolskich artystów. Jej rusałki i dziwożony to bardzo cielesne, często starsze kobiety. Nie można uznać, że były tylko snem, zjawą, albo grą światła słonecznym popołudniem. Emocje, jakie targają tymi postaciami są bardzo konkretne i wcześniej czy późnej musi im stawić czoła każdy człowiek.

W późniejszych pracach krzyk przechodzi w bardziej stonowane uczucia. Długowłose rusałki otaczają się glinianymi piszczałkami; raczej grają niż wrzeszczą. Być może zmiana wynika  tak zwanego dorastania autorki, choć można też uznać, że rację ma ten, kto twierdzi: nie wiadomo, kiedy przychodzą najgorsze sny, ale nie można przecież krzyczeć całą noc.

                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                 Bogumiła Pilecka